Polskie Media

Druga tura wyborów prezydenckich 1 czerwca 2025r. powinna, w myśl 127 paragrafu Konstytucji RP, jasno i precyzyjnie wskazać wynik wyborów, nie zgrubnie i nie jak się komu wydaje, ale określić dokładnie proporcję, powstałą w wyniku zliczenia każdego głosu. Bo każdy głos jest ważny.

Dlaczego tak się do tej pory nie stało?

Dlaczego każdy wyborca – obywatel Polski do dzisiaj nie zna ostatecznych, prawdziwych wyników wyborów prezydenckich?

Już w wieczór wyborczy, po ogłoszeniu sondażowych wyników exit poll, przemówili i sondażowy zwycięzca, jak i pokonany. Polacy słuchali i szczególnie zaskakujące było, iż ówczesny przegrany oświadczył na koniec swojego wystąpienia niesłychanie pewnym głosem, że wierzy, że rano będzie zwycięzcą.

Państwowa Komisja Wyborcza i jej przewodniczący dwoili się i troili, aby jak najszybciej ogłosić wyniki wyborów. Nie zachowując przy tym odpowiedniej staranności o dokładne policzenie głosów, mimo pojawiających się wiadomości o błędach i oszustwach wyborczych.

Ujawnienie działań z wykorzystaniem oprogramowania niejako koordynującego działania wokół wyborów przez posłów PiS, nie zakłóciło porannej euforii zwycięzcy zgodnie z jego zapowiedzią z wieczoru wyborczego.

W styczniu 2023 PIS przegłosował zmiany w kodeksie wyborczym wbrew protestom opozycji. Nowe reguły obejmowały wybory parlamentarne i prezydenckie. Te zmiany pozwoliły małym komitetom wyborczym na zgłaszanie kandydatów do Komisji Wyborczych. Okazało się, że w ten sposób mieliśmy 30 K przewodniczących, a łącznie około 100 K członków komisji, z niepozornych, małych komitetów powiązanych z innymi kandydatami na prezydenta.

Przewodniczący komisji i ich członkowie czuli i czują się bezkarni, bo nikt do tej pory nie miał odwagi zarządzić masowych przeliczeń. Pozostawienie bez przeliczania tych ok 1500 wyników wyborów w komisjach z anomaliami to akceptacja domniemanego przestępstwa. To brak edukacji prewencyjnej. W kolejnych wyborach takie komisje jeszcze bardziej będą się czuły bezkarne.

Państwowa Komisja Wyborcza w swym działaniu po raz kolejny nie zdała egzaminu jako bezstronne i merytoryczne ciało, jak najprędzej zrzucając obowiązek potwierdzenia zwycięzcy wyborów, nie dokonując wnikliwej oceny ilości głosów mimo lawiny wskazań o naruszeniach, a więc fałszowaniu werdyktu wyborców w poszczególnych komisjach wyborczych. Sprowadzając najważniejszy akt demokracji do farsy.

Kto z kibiców sportowych oglądających mecz uwierzyłby, że drużyna zdobyła jednym celnym strzałem aż trzy punkty w walce o mistrzostwo, podobno pokonując przeciwnika nieznaną co do ilości, ale jednak większością punktacji. Wszyscy żądaliby powtórzenia meczu, jeśli zawiedli sędziowie.

Przecież generalnie, nawet jeśli rzeczywiście wygrał jeden kandydat, to OK, ale wyborcy chcą wiedzieć, jakim dokładnym wynikiem wygrał on ów swoisty mecz. Chyba, że następnym razem wybory już nie będą miały sensu istnienia i „niewidzialna ręka” w państwie będzie wskazywała, kto będzie prezydentem czy posłem?

Wyborcy domagają się przeliczenia głosów i podania dokładnego, precyzyjnego wyniku, zarówno w poszczególnych komisjach, jak i w całym kraju. Żądamy porządku prawnego i szczególnie głośno mówimy w tej sprawie patrząc, jak do sprawy odnosi się pierwsza prezes nieuznawanego Sądu Najwyższego pani Manowska, komentując przepisanie głosów w szeregu komisji z Trzaskowskiego na Nawrockiego: „To niewielka tragedia”. Ale to jest tragedia!

Z pewnością tą tragedią jest, że ktoś taki tak otwarcie łamie zarówno podstawy demokratycznych wyborów w blisko 40 milionowym kraju, jak i przekonanie obywateli chcących wierzyć w wybory równe i bezpośrednie.

Ponowne przeliczenie głosów jest niezbędne, aby sromotnie ukarać wszystkich tych, którzy dopuścili się rzekomych „pomyłek”, bo wydaje się, że owe pomyłki czynione były świadomie, niezależnie na rzecz któregoś z kandydatów.

Trudno tak jawnie mylić się, czy być zmęczonym przy zapisach związanych z tylko dwoma kandydatami. Pozostawienie stanu rzeczy bez ostatecznego wyjaśnienia staje się klęską państwa, klęską wygranego, klęską całego społeczeństwo niezależnie od wskazań i identyfikacji politycznej.

Hasło „sfałszowane wybory” nieodwracalnie wpisze się w historię naszego państwa na zawsze i przyniesie niesłychanie wiele komplikacji i problemów. Dzisiaj można zapytać, komu chodzi o to by tak osłabić system państwa, co przecież dzieje się i tak poprzez tragiczne w skutkach pseudo reformy sytemu prawnego.

Na podstawie kodeksu wyborczego (art. 79) i kodeksu postępowania karnego (art.207), prokuratura powinna z urzędu przeprowadzić oględziny kart w 1472 komisjach, których stwierdzono anomalie. Tymczasem dochodzenia związanego z podpisami z wcześniejszych wyborów – jak to wobec kandydata Marka Jakubiaka z 2020 roku – trwają latami bez rozstrzygnięcia.

W 1946 roku referendum sfałszowano. Prawda wyszła na jaw dopiero po 50 latach. Czy teraz też mamy czekać pół wieku na ujawnienie wyniku wyborów?

Milczenie instytucji i zabetonowane stanowiska tylko wzmacniają bezkarność. Komisje wyborcze nie mają immunitetu – jeśli są przesłanki, należy działać natychmiast.

Mamy żyć kolejne 5 lat z domniemaniem, że wybory zostały sfałszowane? To proste – wystarczy jawne przeliczenie, by rozwiać wątpliwości. Postulat jawnego przeliczenia musi zostać spełniony.

Transparentność w takich przypadkach nie podważa demokracji – wręcz przeciwnie, wzmacnia jej fundamenty. Głosy obywateli są święte – a ich liczenie nie może być poza kontrolą. Jeśli wszystko było uczciwe – przeliczenie to pokaże. Jeśli nie – czas wyciągnąć konsekwencje.

Nie podważamy wyników głosowania, podważamy wyniki obliczeń z powodu zmęczenia czy pomyłek, które przy równoczesnych anomaliach w tak dużej ilości komitetów nie mogą pozostać niewyjaśnione.

Marek Traczyk

Przedruk ze Stowarzyszenia Polskich Mediów

error: Content is protected !!
Verified by MonsterInsights